MODYFIKACJE TAKTYCZNE KARABINKA HK416

W polskich siłach specjalnych na przykładzie byłych komandosów z Lublińca
Autor: por. rez. Wojciech Łacny ŁASUCH

 

W niniejszym artykule opisaliśmy Wam każdą naszą konfigurację karabinka, jej zalety oraz wady. Dzięki temu będziecie mogli sami przekonać się do jakich wniosków doszliśmy, a zarazem jakie rozwiązania rekomendujemy.

Przygodę z HK 416 zaczynamy wyjazdem do Afganistanu w 2010 roku. Zaledwie rok wcześniej, w miejsce wysłużonych Beryli, otrzymaliśmy długo oczekiwane karabinki HK 416 A3 z lufą 14,5″. Początkowo wydawały się idealne, z czasem jednak poddawaliśmy je kolejnym modyfikacjom – karabinki ze zdjęć z tego okresu są już po pierwszych naszych upgrade’ach. Karabinek „Matki” wyposażony jest w celownik holograficzny EOTech 552, który był wtedy standardem w JWK. Jego wadą była długość, co wpływało negatywnie na możliwość zamontowania go możliwie jak najdalej na komorze zamkowej, przez co trudno pracowało się z nim na noktowizji.

Dodatkowo utrudniony był montaż przystawki powiększającej EOTech 3x Magnifier (kupowaliśmy je wtedy sami). Z karabinków zdejmowaliśmy przyrządy mechaniczne, bo po prostu nie było na nie miejsca. Można też zauważyć chwyt przedni z rozkładanym dwójnogiem, który dawał całkiem niezłą stabilizację broni w postawie leżącej, niemniej jednak był stosunkowo ciężki oraz długi. Jako jedyni w Wojskach Specjalnych na szeroką skalę stosowaliśmy na broni długiej magwelle. W naszym przekonaniu jest to bardzo ważny element broni usprawniający wymianę magazynka podczas biegu, zmęczenia lub w warunkach ograniczonej widoczności.

Stosowaliśmy różne, przeważnie firmy Arredondo. Kolba to jeszcze fabryczne „buła” HK, którą szybko zaczęliśmy wymieniać na Magpul MOE Stock – w 2010 r. byliśmy po prostu zakochani w Magpul, stąd też paski nośne z możliwością różnych przepięć tej firmy oraz samodzielnie dorabiane przez nas na wzór ASAP End Plate adaptery. Karabinek „Łasucha” różni się przede wszystkim tym, że zamontowany jest tam celownik Trijicon ACOG o czterokrotnym, stałym powiększeniu, więc teoretycznie lepiej nadającym się do walki na średnim i dalszym dystansie, ale za to wolniejszy w strzelaniach w bliskim kontakcie.

Troszkę cięższy od EOTech, lecz lżejszy od zestawu celownik plus powiększalnik. Na tamte czasy to był „sztos”, szczególnie po późniejszym dodaniu MRDS. Latarka to Surefire G2, lepszych wtedy nie mieliśmy. Montaż latarki LaRue – prywata, oczywiście. Na tamtą chwilę największą naszą bolączką w HK była długość lufy. Co prawda i tak byliśmy szczęśliwymi posiadaczami luf o długości 14,5”, bo niektóre zespoły „ganiały” na lufach 16″.

Nam, z racji tego, że byliśmy w grupie „miejskiej” najbardziej pasowałyby krótkie lufy 10,5″. O możliwości stosowania komory zamkowej z inną długością lufy nikt wtedy z nas nawet nie marzył… Z czasem zaczęła przeszkadzać nam masa karabinka wraz z akcesoriami – negatywnie wpływała ona na naszą mobilność oraz na utrzymanie broni na celu. Większość naszych późniejszych modernizacji miała przede wszystkim odchodzić ciężkiego „haka”. W tym czasie, jak już wspomnieliśmy, mocno inwestowaliśmy w sprzęt wchodzą na rynek amerykański firmy Magpul. Kupowaliśmy nie tylko akcesoria do broni, interesowały nas także ich filmy szkoleniowe. Przede wszystkim zagadnienia związane z „manualem” na nowej dla nas platformie HK, sposoby usuwania zacięć itp.

W odstawkę poszły więc oryginalne kolby – przeszkadzały nam głównie ich gabaryty. Stopka kolby HK była za szeroka, przez co trudno było ją ułożyć na kamizelce. Miała też szeroką bakę, przez co strzelanie w ochronnikach słuchu Peltor ComTac było utrudnione. Poza tym ta masa… Kupiliśmy też BAD Levery, także firmy Magpul. Przyspiesz obsługę broni. Uwielbialiśmy rywalizować pomiędzy sobą w tzw. manualu. Chodziło o to, kto szybciej usunie dane zacięcie broni, wymieni magazynek czy odda szybszą sekwencję celnych strzałów. Podchodziliśmy do tego bardzo poważnie, więc trening „manuala” zajmował nam czasami kilka godzin dziennie. Na „klamce” Matki pojawił się nowy chwyt przedni Magpul model RVG – lekki i krótki, nazywaliśmy go „kikutem”.

Poza nim można też zauważyć przedłużoną dźwignię przeładowania – Wilson Combat Extended Charging Handle Latch. Dźwignia ta świetnie spisuje się podczas usuwania zacięć, np. niezbitej spłonki. W połączeniu z BAD Lever można było naprawdę „wymiatać” podczas usuwania różnych dysfunkcji broni. U Łasucha pojawił się celownik MRDS firmy Docter. Osadzony jest na ACOG, na montażu ze skrzydełkami, mającymi za zadanie ochronę mini red dota. Miniaturowy kolimator wyeliminował problem ze stałym powiększeniem Acoga, a ze względu na wysokość montażu szybko „wchodził w oko”. Minusem tak wysokiego umiejscowienia był oczywiście duży „offset” czyli odległość od osi przewodu lufy, jednak na bliskim dystansie nie sprawiało to żadnego problemu. Po czasie okazało się też, że MRDS genialnie sprawdza się podczas strzelania w noktowizji – po złożeniu się do strzału w noktowizorze idealnie widać było kropkę wielkości 3,5 MOA.

Tak samo było podczas strzelania w masce przeciwgazowej. Kolimator przystrzelany był na odległość 100 metrów, czyli bardzo płasko, odpowiednio do dystansu walki w pomieszczeniach czy w warunkach ograniczonej widoczności. Dwa celowniki to oczywiście utrudniona praca, nie ma lekko. W tej konfiguracji do 100 m lub w nocy strzelać można było z górnego celownika, natomiast w dzień, na dalszych dystansach z celownika z powiększeniem 4x. ACOG ma siatkę opadową dostosowaną do danej amunicji oraz długości lufy.

Nie zawsze siatka ta pokrywała się z amunicją stosowną przez nas oraz z warunkami w jakich działaliśmy (np. wysokość). Wobec tego „opadówkę” należało traktować z lekkim dystansem. Nasze celowniki laserowe DBAL-A2 miały powykręcane soczewki z iluminatorów w celu maksymalnego powiększenia iluminacji swiatła IR. Jest to świetny patent, dzięki temu mieliśmy latarkę IR niezbędną do naszej taktyki, tj. bycia niewykrytym podczas trwania całej operacji. Spędzaliśmy dziesiątki godzin na trenowaniu „czyszczenia” pomieszczeń bez używania światła widzialnego. Zaprocentowało to później podczas łapania naprawdę złych panów metodą „na śpiocha”, czyli cichego pojmania śpiącego jeszcze delikwenta prosto z jego łóżka.

Na zdjęciach doskonale widać też dorabiany przez nas end plate. Sorry kochany Magpulku za plagiat… Niestety, w 2010 roku nadal dalibyśmy się pokroić za krótkie lufy… Na kolejną zmianę w 2011 roku do Afganistanu pojechaliśmy dużo lepiej wyposażeni. Po pierwszej zmianie opracowaliśmy wnioski dotyczące wyposażenia, które warto zakupić w celu usprawnienia naszych działań. Jeden z nich dotyczył zakupu celownika optycznego z powiększeniem. Mocno zastanawialiśmy się nad tym, który z ówcześnie dostępnych celowników najbardziej odpowiadałby charakterystykom wykonywanych przez nas zadań w Afganistanie. Rozważaliśmy celowniki Elcan Specter DR 1-4x, ACOG oraz EOTech z powiększalnikiem 3x.

Wybór nie był prosty, bo każdy celownik miał swoje wady i zalety. W pierwszej kolejności myśleliśmy o Acogu – ma podświetlenie ze światłowodu, prostą i czytelną siatkę opadową oraz dobrej jakości szkła, ale jego wadą jest stałe czterokrotne powiększenie, przez które bardzo trudno i wolno strzela się w krótkim dystansie. Oczywiście można do niego zamontować MRDS, ale montuje się go wysoko, co negatywnie wpływa na branie poprawek w bardziej wymagających strzelaniach np. „dziewięćdziesiątkach”, czyli ułożeniu broni w lewo lub prawo o 90°.

Poza tym MRDS jest zamontowany w takim miejscu, że naprawdę bardzo łatwo nim uderzyć lub zahaczyć w ciasnych „kalatach” czy w transporterze Rosomak. Dla odmiany powiększalnik do celownika EOTech 552 to dość uniwersalne rozwiązanie. Kiedy istnieje potrzeba strzelania w średnim lub dalszym dystansie możemy szybko z niego skorzystać, natomiast w krótkim dystansie odchylić go i strzelać bez powiększenia. Wadą takiego zestawu jest jego rozmiar. „Lataliśmy” wtedy na starych celownikach EOTech 552, a jak już wspominaliśmy nie było za bardzo jak z nimi „wyjechać do przodu”. Nigdy też nie byliśmy zwolennikami montażu celowników na łożu broni, ponieważ ma ono dość duże luzy i celownik nie jest na nim stabilny. Zamontowanie na komorze zamkowej powiększalnika wraz ze starym EOTechem było możliwe, niemniej jednak strzelanie z takim zestawem jest mega niewygodne. Przy odchyleniu powiększalnika na bok bardzo łatwo można nim zahaczyć, np. o futrynę drzwi podczas dynamicznego wejścia. Poza tym powiększalnik dawał tylko trzykrotne powiększenie oraz miał najsłabszej jakości szkła. Niestety, cały zestaw ważył naprawdę sporo, a my przecież ciągle walczyliśmy z masą HK. Ostatnim testowanym przez nas celownikiem był Elcan Specter DR.

Z początku podeszliśmy do niego ze sporą rezerwą, bo wyglądał dość topornie i nie był lekki. Miał natomiast zmienne powiększenie oraz dobrej jakości szkła. Ciekawy był w nim system podświetlania znaku celowniczego – przy powiększeniu 1 można podświetlić tylko sam znak red dot, natomiast przy przełączeniu na powiększenie czterokrotne także siatkę opadową. Z czasem okazało się, że można z nim było całkiem daleko wyjechać do przodu na karabinku, co pozytywnie wpływało na szybkość oddawania pierwszych strzałów a po przełączeniu na czterokrotny zoom nie dochodziło do zaciemnienia części widoku w skutek zbyt dalekiego dystansu oka od szkła. Fajne było także to, że Elcan miał backupowe, mechaniczne, przeziernikowe przyrządy celownicze (później okazało się, że pełnią funkcję czysto ozdobną, nie wspominając o tym, że nagminnie je gubiliśmy). Po przeprowadzonych testach wybór padł na Elcana, na czym zaważyło przede wszystkim jego zmienne powiększenie.

Do dziś w JWK ten celownik ma rzesze zwolenników, ale mnie („Łasuchowi”) nigdy nie przypadł on do gustu, chociaż używałem go przez długie lata. Zawsze będę powtarzał, że jest to dobry, ale bardzo trudny celownik – nie jest uniwersalny, ani dostosowany do pełnego spektrum operacji jakie wykonywaliśmy w Afganistanie. Nie mówiąc już o tym, że cenę ma taką, jakby był zrobiony ze złota… Otrzymaliśmy także nowe oświetlenie firmy Surefire model M951. Jest to bardzo fajna latarka z przełącznikiem światła widzialnego na IR oraz włącznikiem żelowym. W JWK używana do dziś, jednak jak na dzisiejsze standardy jest już trochę za duża. Przerabialiśmy ją w taki sposób, że wykręcaliśmy montaż na szynę Picatinny i montowaliśmy ją bezpośrednio na łożu pomiędzy dwoma szynami tzw. montaż na 45°. Dzięki temu nie wystawała ona tak na naszych karabinkach HK.

Na zdjęciu latarka jest jeszcze przed „tunningiem”. Nadeszła zima. Nadal rok 2011, końcówka X zmiany. Otrzymujemy coraz to nowszy sprzęt. Na „klamce” Matki zauważyć można chyba pierwszy w JWK celownik EOTech XPS 2. Nasza paka, jako że zawsze byliśmy mocno zaangażowani w wyszukiwanie nowinek w uzbrojeniu, często pierwsza dostawała świeżo zakupione zabawki. Damianowi od dawna marzył się „krótki” EOTech, najlepiej w wersji ze znakiem celowniczym z dodatkową kropką do strzelań na średnim dystansie. Jak już go dostał, to od razu porzucił Elcana. W końcu mogliśmy wygodnie używpowiększalnika aby celniej strzelać z EOTecha na dalszym dystansie.

Porównując ze sobą dwa ww. celowniki tak naprawdę ciężko jest stwierdzić, który jest z nich lepszy. Wady i zalety każdego z nich już opisaliśmy. Z pewnością gabaryty nowego XPS wpłyneły pozytywnie na możliwość wykorzystania powiększalnika. EOTech był dużo szybszy w krótkim i średnim dystansie oraz bardziej użyteczny w nocy. Powiększalnik na zdjęciu to jeszcze stary, prywatny zakup z poprzedniej zmiany. Do JWK oryginalne powiększalniki EOTech wtedy jeszcze nie dotarły. Zimy w Afganistanie w prowincji Ghazni były bardzo srogie – nigdy wcześniej nie widziałem tyle śniegu, ani nie zmarzłem tak bardzo… W celu maskowania naszych sylwetek na śnieżnym tle na operację zakładaliśmy zimowe maskchałaty. Dodatkowym obowiązkowym wyposażeniem były rakiety śnieżne – bez nich pokonanie nawet krótkiego dystansu z tzw. bliskiego lądowania było prawie niemożliwe. Boooom! W końcu je mamy, długo wyczekiwane „krótkie haczki”.

I to nie byle jakie, tylko w najnowszej wersji A5. Początkowo miały trafić tylko do JW Grom, ale udało coś się tam „zakręcić” i finalnie kilkadziesiąt sztuk trafiło także do JWK. Od poprzedniej krótkiej wersji A3 używanej w Gromie, wersja A5 różni się między innymi tym, że wydłużono w niej lufę do 11”. Ponadto dorzucono dodatkowe manipulatory w postaci zrzutu magazynka dla po lewej stronie broni oraz zrzutu zamka po stronie prawej (żegnaj BAD Lever). Zmianie uległa także kolba (mniej obła), zapasowe przyrządy celownicze oraz kilka innych detali. Nasze pierwsze wrażenia związane z nową wersją HK były bardzo pozytywne – dzięki krótszej lufie poprawiło się wyważenie broni, a to wpłynęło na poręczność posługiwania się karabinkiem. Jak zawsze, po pierwszej euforii przyszedł czas na identyfikację niedoskonałości konstrukcji, a następnie na jej usprawnienie. Pierwszym problemem okazał się zrzut magazynka umieszczony po lewej stronie.

Często dochodziło do przypadkowego wypinania magazynka, ponieważ broń przylegała do kamizelki. Trochę to słabo wyglądało w trakcie roboty, dlatego szybko zdemontowaliśmy ten niepotrzebny „bajer” (oczywiście dla praworęcznych strzelców). Kolejną modyfikacją był powrót do starej sprawdzonej kolby Magpul MOE Stock. Oryginalna kolba HK w wersji A5 ma niezbyt użyteczny przycisk regulacji długości. Dodatkowy zrzut zamka umieszczony po prawej stronie okazał się dużo mniej poręczny niż BAD Lever (timer nie kłamie). Niestety, ze względu na jego kształt nie było możliwe zamontowane Magpulowskiej dźwigni. Jednak nie to okazało się dla nas największym problemem związanym z nową bronią. Karabinek HK 416 A5 w wersji z lufą 11’’ został stworzony do walki w krótkim oraz średnim dystansie i nic tego nie zmieni. Śmiało można nim zwalczać cele do 300 m, dalej zaczyna się problem.

Poprzez przejście na krótszą lufę zmniejszył się zasięg skuteczny, na który składa się nie tylko celność broni, ale także przemijalność pocisku oraz jego moc obalająca. I tu ktoś może powiedzieć, że przecież 300 m to i tak wystarczy, a strzelanie na dalsze dystanse to fikcja. I tak i nie. Wszystko zależy od zadań oraz środowiska w jakim się je wykonuje. Biorąc pod uwagę Afganistan (w większości teren otwarty) kontakty ogniowe w dzień często były na dystansach nawet powyżej 500 m. Oczywiście jednostki WS najczęściej działają w nocy, ale nie zawsze. Często zdarza się zrobić jakąś robotę właśnie w dzień lub nawet pozostając w terenie przez kilka dni. Wtedy lufa 14,5’’ z pewnością nie zaszkodzi. Z drugiej strony z krótką lufą wiele skuteczniej szturmuje się małe gliniane chatki (szczególnie z założonym tłumikiem). Z tego powodu szybko stwierdziliśmy, że jedynym rozwiązaniem na te zmienne warunki jest dokompletowanie naszych A5 w kompletnekomory zamkowe z lufą 14,5’’.

Dzięki temu rozwiązaniu można dostosowywać parametry broni do konkretnego zadania (np. szturm na krótkich, a „roof team” na długich lufach). W teorii to założenie „igła”, jednak w praktyce należało poczekać na pierwszą partię zamówionych komór i pobawienie się ich konfiguracjami. Na kolejną zmianę do „Afganu” pojechaliśmy więc tylko z krótką lufą, a w międzyczasie nadal walczyliśmy z masą broni. Niestety, niemiecki producent dosyć wolno reaguje na nowinki techniczne, przez co najnowszą wersję swojego karabinka „wypuścił” z przestarzałym już w tym czasie łożem z szynami Picatinny (QUAD RAIL). Nie dość, że jest on meganiewygodny, to także obły oraz dość ciężki. Po jakimś czasie udało nam się pozyskać lżejsze łoża. Zdecydowaliśmy się na używanie systemu M-LOK (lżejszy oraz przyjemniejszy w użytkowaniu niż Picatinny). Testowaliśmy, naszym zdaniem najlepsze dostępne na rynku do karabinka HK 416 łoża Geissele oraz Lancer.

Każde, jak zwykle, ma swoje plusy i minusy. Geissele jest z pewnością bardziej odporne na czynniki mechaniczne, jednak cięższe i szybciej się grzeje. Lancer jest lżejszy (carbon robi robotę) oraz mniej się grzeje, za to nie jest w specyfikacji wojskowej Mil Spec, co za tym idzie trzeba było go dłużej testować. Nasza „ekipa” od razu zakochała się w Lancerze (i tak jest do dziś), jednostka zakupiła jednak Geissele. Zawsze traktowaliśmy wyjazd na misję jako najlepszy poligon doświadczalny. Często bywało tak, że dobrze wypróbowane konfiguracje krajowe po prostu nie sprawdzały się w tych zupełnie innych warunkach.

Wyjeżdżając do Afganistanu preferowaliśmy konfigurację broni pod optykę z możliwością przybliżenia (czy to poprzez powiększalnik czy poprzez założenie celownika Elcan Specter ze zmiennym powiększeniem). Na krótkich lufach z EOTechem nie było problemu, należało tylko przystrzelać broń na odpowiednie „zero” dla tej długości lufy. Natomiast z Elcanem nie było już tak kolorowo, ponieważ ma on znak celowniczy w postaci siatki opadowej dostosowanej do lufy 14,5’’. Z tego powodu nie można było na niej w pełni polegać i na dalszych dystansach trzeba było brać poprawki. Nadal miały jednak duże wysokiej jakości szkła optyczne, który pozytywnie wpływały na identyfikację celu na dalszych dystansach. Testowaliśmy także inne rozwiązania związane z użyciem różnorodnej optyki, takie jak montaż za lub przed celownikiem EOTech okularu noktowizyjnego MU-3 lub termowizji WTM. Finalnie nie przekonaliśmy się do takich konfiguracji i większość z nas z tego zrezygnowała.

Po powrocie z Afganistanu, ponownie bogatsi o nowe doświadczenia oczekiwaliśmy na zamówione komory zamkowe. Po ich otrzymaniu rozpoczęliśmy kolejne testy i rozkminki nad możliwościami wykorzystania takiego bogatego zestawu. Szybko wypracowaliśmy sobie zasadę, że na „upperze” 14,5’’ montujemy celowniki Elcan lub EOTech z powiększalnikiem, natomiast na krótkiej lufie samego EOTecha. W międzyczasie otrzymywaliśmy zamówione przez nas kolejne typy celowników m.in. Trijicon RMO. Przez jakiś czas zakładaliśmy je na „jedenastki”. Z czasem okazało się, że także to rozwiązanie ma swoje mocne oraz słabe strony. Z plusów z pewnością można wspomnieć o niskiej masie oraz bezproblemowym montażu celownika na różnych wysokościach nad przewodem lufy (wysoki montaż sprawdza się podczas strzelania w NVG oraz np. w masce p – gaz.). Z minusów to jeden mały znak celowniczy Red Dot o wielkości 2 MOA uniemożliwiający branie mierzonych poprawek na dalszym dystansie. Reasumując, fajny celownik do walki w krótkim dystansie, nie za bardzo pasujący do specyfiki jednostki.

Zresztą zamówiony był przez nas pod używane w JWK pistolety maszynowe MP 5. Zaczęliśmy także mocno zgłębiać zagadnienia związane z posiadanymi przez nas tłumikami dźwięku Rotex III. W wyposażeniu w jednostce mieliśmy dwie wersje – krótszą do dłuższej lufy oraz dłuższą do krótszej lufy. Tłumiki są ogólnie super, świetnie wyglądają na klamie i w ogóle są cool, niemniej jednak istotnie zwiększają gabaryty broni, jej masę oraz wyważenie, wpływają też negatywnie na niezawodność powodując szybkie zanieczyszczenia, wzrost temperatury oraz wzrost ciśnienia zwrotnego. Poza tym, przy użyciu amunicji ponaddźwiękowej urządzenia te nie tłumią efektywnie ani dźwięku, ani płomienia. Kolejną wadą tłumika jest to, że bardzo szybko się nagrzewa, więc łatwo się nim poparzyć oraz staje się widzialny w noktowizorze.

Problemem jest także utrzymanie „zera” na karabinku. Z naszej praktyki jasno wynika, że każdorazowo po zdjęciu tłumika z broni i po ponownym jego założeniu powinno się sprawdzić, czy broń jest przystrzelana. Dlatego zaczęliśmy rozglądać się za bardziej odpowiednim do naszych zadań urządzeniem wylotowym. Wiadomo, że na rynku jest dość dużo różnego rodzaju urządzeń wylotowych – zaczynając od kompensatorów, po osłabiacze podrzutu, tłumiki ognia, na kompensatorach kierunkowych kończąc. My szukaliśmy urządzenia wylotowego łączącego wszystkie wymienione funkcje. Po szeregu testów zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma takiego cuda, ale i na to znaleźliśmy rozwiązanie.

Zawsze uważaliśmy, że jak czegoś szukamy to trzeba sprawdzić, jak z tym problemem poradzili sobie Jankesi, dlatego też zaczęliśmy mocno interesować się produktami firmy Surefire. Firmy tej chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, robią wypaśne gadżety i tyle w temacie. Po przetestowaniu ich produktów zdecydowaliśmy się na „flash hidera” Warcomp z dodatkową nakładką Warden. Warcomp według naszej oceny jest bardzo dobrym połączeniem osłabiacza podrzutu oraz tłumika płomienia, więc świetnie nadaje się do strzelań w otwartym terenie, a po nałożeniu nakładki Warden staje się kompensatorem kierunkowym, który umożliwia komfortowe strzelanie w pomieszczeniach (gazy wylotowe oraz huk kierowane są do przodu). Komplet jest stosunkowo lekki, łatwo rozłączalny oraz nie wpływa istotnie na długość broni. Jak zwykle jednak jest są też z nim problemy. Mniejszy to taki, że po założeniu nakładki Warden na tłumik płomienia Warcomp zmienia się minimalnie punkt trafienia, co w krótkim dystansie nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Większy to niekompatybilność z posiadanym przez nas tłumikiem dźwięku Rotex III (osadzanym na Bird Case A2). Idealne rozwiązanie to dokompletowanie zestawu w tłumiki firmy Surefire.

Ponadto posiadając dwie komory zamkowe należało pozyskać dwa Warcompy, po jednym na uppera. Z takim zestawem świat można zdobywać… Posiadając już naprawdę bogaty zestaw do walki w różnych środowiskach w postaci dwóch „upperów”, oraz dostosowanych do nich urządzeń wylotowych i celowników, rozpoczęliśmy zabawę z wieloma konfiguracjami. Teraz już naprawdę można było się wykazać się wiedzą oraz posiadanym doświadczeniem. Do jednych zadań używaliśmy długich lufa z tłumikami ognia i celownikami Elcan, a do innych zadań krótkich „upperów” z celownikiem EOTech lub RMO oraz długich tłumików Rotex III. Zmiana środowiska walki lub nawet funkcji w zadaniu wiązała się zawsze ze zmianą konfiguracji broni. Po prostu pełna profeska! Zauważyliśmy u Jankesów tendencje do stosowania lunet z małym powiększeniem, zwykle 6x – zwanych w sporcie „biegówkami”. „Matka” jak to „Matka”, od razu rozpoczął proces „rozkładania tematu na atomy”. Po licznych testach nasza ekipa rozpoczęła prace nad pozyskaniem lunet w celu sprawdzenia ich pod kątem wykonywanych przez nas zadań.

Szybko okazało się, że jak zwykle Amerykanie się nie mylą. Zastosowanie lunety na „upperze” z lufą 14,5’’ okazało się dla nas strzałem w dziesiątkę. „Matka” szybko rozkminił wady i zalety „biegówek” i stworzył do nich swój system walki uwzgledniający ich parametry. Należy w tym miejscu zdać sobie sprawę, że po kilkunastu latach pracy w jednostce specjalnej posiadaliśmy już taką wiedzę, że bardzo często bez żadnych specjalistycznych kursów byliśmy w stanie sami nauczyć się pracować na danym sprzęcie i wykorzystywać go w pełni do naszych zadań. Sami szukaliśmy sobie sprzętu, a później wypracowaliśmy na nim swoje „patenty”. Często jako pierwsi wprowadzaliśmy do Wojsk Specjalnych najnowsze wyposażenie oraz uzbrojenie – za przykład może posłużyć wykorzystanie celowników MRDS na pistoletach. Gdy Jednostka Wojskowa Komandosów już używała optyki na pistolecie w warunkach bojowych, pozostałe „firmy” dopiero zapoznawały się z tematem. Nie inaczej było z potrzebą opracowania procedur na występujące coraz liczniej w Afganistanie zagrożenia „green on blue”.

W pewnym czasie więcej żołnierzy koalicji ginęło właśnie w tego typu atakach niż poprzez bezpośrednią walkę. Nie było czasu na zapisywanie się na szkolenia, trzeba było działać i samemu tworzyć procedury. Byliśmy już tak wyszkoleni, że po szybkiej analizie oraz testach byliśmy w stanie błyskawicznie opracować odpowiednią taktykę. Po opracowaniu technik i procedur bardzo często szkoliliśmy z nich inne jednostki specjalne oraz regularne wyjeżdżające w rejon misji. W kwestii używania lunety na karabinku HK 416 można śmiało stwierdzić, że jest to bardzo uniwersalny celownik. Z zalet można wymienić bardzo dobrej jakości szkła optyczne, możliwość pracy na bębnach celowniczych, możliwość pracy na różnych siatkach celowniczych oraz szybką zmianę na dowolne powiększenie. Z wad, to z pewnością dość duża masa (wraz z montażem), utrudnione strzelanie w NVG oraz w masce przeciwgazowej, a także podatność na uszkodzenia.

Oczywiście można sobie z częścią wymienionych wad w jakiś sposób poradzić, trzeba jednak zdawać sobie sprawę z ich istnienia. Problemy związane z trudnością strzelania w noktowizorze oraz masce rozwiązaliśmy poprzez zastosowanie zapasowych przyrządów celowniczych zarówno w postaci MRDS, jak i mechanicznych przyrządów celowniczych (BUIS) montowanych na tzw. „offsecie” 45°, natomiast z masą lunety ciężko było coś zrobić, wszystkie testowane przez nas lunety z powiększeniem 1-6 miały podobną masę. Finalnie w JWK zakupiono lunety firmy Bushnell Elite Tactical 1-6,5 x 24, z siatką celowniczą MRAD w drugim planie. O tym, dlaczego z taką siatką celownika oraz dlaczego w drugim planie, będziecie w stanie niedługo się dowiedzieć na naszych szkoleniach dotyczących właśnie użycia lunety na różnego rodzaju karabinkach. Bushnell okazał się trafnym zakupem, niemniej jednak walka z masą trwała. W ramach kolejnych testów zdecydowaliśmy się na prywatny zakup lunet z mniejszym powiększeniem 1,25 -4x. Wybór padł na lunetę firmy Leupold model VX Patrol, w drugim planie, z siatką MRAD i znakiem celowniczym SPR. Jest to jedna z najlżejszych lunet na rynku, jej masa wraz z montażem niewiele odbiega od celownika EOTech z powiększalnikiem.

Luneta przeszła pozytywnie testy nie tylko w kraju, ale także podczas kolejnej misji w Afganistanie. Jako wady zidentyfikowane zostały: brak blokad bębnów celowniczych, sposób zmiany jasności kropy (góra, dół) oraz brak standardu Mil Spec. Pomimo tych mankamentów zgodnie uważamy, że jest to naprawdę świetna luneta zapewniająca skuteczne rażenie celów w dystansie do 500 m. Według naszych obecnych doświadczeń osadzanie lunet biegowych” na różnego rodzaju karabinkach jest bardzo dobrym rozwiązaniem, które zapewnia wykonywanie pełnego spektrum zadań specjalnych. Niestety, nie ma nic za darmo, aby w pełni wykorzystać potencjał tego celownika trzeba naprawdę mocno zgłębić zagadnienia związane z balistyką zewnętrzną pocisku. I tu właśnie dochodzimy do jej największej wady. Bez zrozumienia systemu walki dostosowanego do lunety, celownik ten staje się bardziej problemem niż korzyścią. Można oczywiście pójść na skróty i używać lunety ze stałą siatką opadową.

Ma to jednak też swoje wady. W związku z tym, że przeszliśmy na lunety, do łask powróciły tak przez nas kiedyś nielubiane lufy długości 14,5”. Dzięki temu, z zamontowaną lunetą, mogliśmy znacznie zwiększyć swój dystans skuteczny. Aby jeszcze zmniejszać masę broni zakupione zostały długie karbonowe łoża firmy Lancer. Eksperymentowaliśmy także z jeszcze lżejszymi od Magpulowskich kolbami, takimi jak np. minimalistyczna kolba firmy MFT. Testowaliśmy także możliwość zbicia masy na dodatkowym osprzęcie. Sprawdzaliśmy np. latarki różnych producentów np. Olight Valkyrie mini.

W rezultacie kolba MFT została na stałe, a Olight ze względu na słabą jakość wykonania został odrzucony. Opuszczając Jednostkę Wojskową Komandosów zakończyliśmy nasz długi proces modyfikacji karabinka HK 416. Na podstawie wszystkich opisanych prób, testów i doświadczeń finalnie doszliśmy to wniosku, że kluczowe jest jednak posiadanie jednej konfiguracji broni do wykonywania pełnego spectrum operacji specjalnych. W teorii możliwość zmiany konfiguracji długości luf, różnych kalibrów z dostosowanymi do tego celownikami oraz innymi akcesoriami brzmi naprawdę dobrze.

W praktyce okazuje się jak trudne jest operowanie na zmiennych konfiguracjach broni. Wynika to z różnorodności stosowanych celowników, ich siatek, dostosowanych do nich zer oraz co za tym idzie różnych torów lotu pocisku. Prostszym i skuteczniejszym okazuje się dobranie jednej optymalnej konfiguracji broni, która jest najbardziej odpowiednia do głównego środowiska działania oraz taktyki przeciwnika a następnie dostosowanie do niej technik, taktyki i procedur. Wszystkie te doświadczenia zdobyte w czasie pracy nad optymalną konfiguracją broni, odpowiednią do wykonywanych zadań, zostały przez nas wykorzystane podczas budowania karabinków, które teraz wykorzystujemy podczas szkoleń Targets Creators.

Biorąc pod uwagę różnorodność planowanych szkoleń oraz – co istotne z punktu widzenia strzelca cywilnego – koszty konfiguracji, stworzyliśmy bardzo uniwersalne karabinki. Zastosowane w nich rozwiązania sprawiają, iż nasze AR 15 oraz AK świetnie odnajdą się zarówno w strzelaniach w krótkich dystansach, w pomieszczeniach jak i w dalszym dystansie. Więc jeżeli chcecie zaoszczędzić nie tylko pieniądze, ale także czas, to zapraszamy na nasze szkolenia, na których dowiecie się zarówno jak celnie i szybko strzelać oraz jak odpowiednio skonfigurować swoją „klameczkę” do obranych celów.

 

Artykuł ukazał się w magazynie FRAGOUT w 2021 r.